Dziś Walentynki... Święto to ma zarówno swoich zwolenników jak i przeciwników. Jedni ten dzień celebrują – kupują ukochanym kwiaty, pluszowe misie, bieliznę, perfumy czy planują uroczystą kolację albo romantyczne wyjście do kina. Są i tacy, którzy ten właśnie dzień wybrali na oświadczyny albo ślub… Przeciwnicy nie świętują tłumacząc, że jest to komercyjne i tandetne święto nakręcające spiralę „pluszowo – kwiatowego” biznesu... A przecież jeśli się kogoś kocha to należy to okazywać każdego dnia, a nie tylko 14 lutego…
Jednakże jeśli chcecie aby ten dzień był wyjątkowy i postanowiliście zaprosić ukochaną osobę na romantyczną kolację przy świecach to nie możecie zapomnieć o AFRODYZJAKACH.
Naturalne afrodyzjaki znane są od wieków i występują wokół nas na każdym kroku - zwłaszcza w kuchni, gdzie wiele przypraw i potraw wpływa korzystnie na nasze libido.
Jak to się zaczęło?
Już w starożytności wierzono, że niektóre rośliny, zioła czy napoje, które potrafią zmodyfikować poziom hormonów i poprawić popęd płciowy. Nazwa „afrodyzjak” pochodzi od imienia greckiej bogini – Afrodyty.
W czasach starożytnych Egipcjan, ok. 1700 roku p.n.e, napisano pierwszy przepis na miksturę, mającą przedłużyć akt płciowy. Suszone i maczane w miodzie liście tarniny oraz akacji, miały stymulować popęd płciowy i wydłużać stosunek. W Chinach od wieków znany ze swych właściwości pobudzających jest korzeń żeń – szenia. W średniowieczu - okresie historycznym, w którym odkryto prawdziwą moc ziół (głównie dzięki mnichom) uważano, że przyprawy posiadają niesamowitą moc rozgrzewania przed stosunkiem płciowym. Wśród najskuteczniejszych wymieniano: cynamon, anyż, pieprz i gałkę muszkatołową. Również warzywa takie jak.: por, pasternak, karczochy, rzepa czy sałata miały wyzwalać wzmożoną chęć na seks. Średniowiecze to także czas magii, czarów i czarownic. To one były mistrzyniami w przygotowywaniu mikstur na udany seks, tworząc dziwne roztwory ziół, wyciągów z roślin (z pomidora), grzybów (trufli), zwierząt (np. jąder), minerałów (żywicy), a nawet ludzi (np. włosów). Popularną wtedy rośliną miłości było trujące drzewo mandragory z rodziny storczykowatych. Jego owoce nazywano „jabłkami miłości” i rozpuszczone w kozim mleku podobno pobudzały żądze miłosne i były w stanie uleczyć bezpłodność.
W średniowieczu, ale także i dziś w prymitywnych kulturach stosowane są przeróżne dziwne mieszanki ze zwierząt np.: pazura pantery, kału nietoperza, spermy krokodyla, brzucha ropuchy, jąder zwierząt znanych z jurności, nosa hipopotama, języka gęsi i ogona aligatora. W medycynie ludowej jako afrodyzjak traktowano dodawanie do pokarmów wydzielin z narządów rodnych, nasienie zwierząt uosabiających zmysłowość (byk, ogier). Działanie pobudzające seksualnie miały wzbudzać również afrodyzjaki przypominające kształtem narządy płciowe, w połączeniu z odrobiną magii.
W 1492 r., wraz z odkryciem Ameryki, Europejczycy i Azjaci odkryli także amerykańskie przyprawy i indiańskie preparaty. Po wypróbowaniu stosowano je na europejskich dworach królewskich. Kochanka króla Francji, Ludwika XV, słynna Madame Pompadour, dbała o jakość życia seksualnego swego i swojego partnera, pijąc codziennie przyprawiony sok z marchwi i selera. Natomiast najsłynniejszy kochanek dziejów - Casanova, zjadał codziennie na śniadanie jajecznicę z 10 kurzych jaj, obficie posypaną bazylią, lub kilkadziesiąt surowych ostryg co miało służyć zwiększeniu libido i podniesieniu potencji.
We Francji od XV do XVIII w. za afrodyzjak uznawano popiół ze spalonych skorupek orzechów laskowych, którego obfitość wiązano ze wzrostem urodzin dzieci.
czytaj dalej na następnej stronie...