Harwester ścina, okrzesuje i przerzyna – takie są jego zadania. Po wizycie tej maszyny na powierzchni, na której leśniczy zaznaczył drzewa trocinkowe (czyli zasiedlone przez kornika drukarza) bądź martwe, które mają zostać usunięte ze względów bezpieczeństwa i profilaktyki przeciwpożarowej, pozostają na niej gałęzie i kawałki kory. To właśnie pozostawianie kory w lesie budzi tak wiele kontrowersji. Nie da się go jednak uniknąć, co wynika zarówno z budowy głowicy harwestera, jak i ze specyfiki tych drzew.
Czy jednak ta kora – a dokładnie przebywające w niej korniki – w jakiś sposób zagrażają pozostałym drzewom?
Odpowiedź na to pytanie jest dwojaka i zależy głównie od tego, czy mamy do czynienia z posuszem czynnym (drzewami, pod korą których rozwija się kornik), czy posuszem jałowym (z którego kornik już zdążył wylecieć), który jest usuwany tylko i wyłącznie ze względów bezpieczeństwa. I w jednym, i w drugim przypadku zdarza się, że kora odpada – albo samoistnie, albo za sprawą działania harwestera. Samoistnie dzieje się tak zwykle wtedy, gdy drzewo jest już martwe i suche. Wówczas kora będzie odchodziła od drewna płatami z wielką łatwością, niezależnie od tego, czy drzewo będzie ścięte mechanicznie, czy ręcznie. Natomiast świeżo zasiedlone drzewa, pomimo że są już skazane na śmierć, często mają jeszcze piękne zielone igły, a jedynym dowodem na obecność kornika pod korą są trociny widoczne na pniu w okolicy odziomka (szyi korzeniowej). Z pozoru wyglądają na zdrowe i żywe, lecz tak naprawdę umierają, stojąc. Ich kora trzyma się pnia, ale maszyna może ją oderwać.
Gdy drzewo jest zasiedlone, trzeba je jak najszybciej wyciąć - koniecznie jeszcze przed wylotem chrząszczy. W warunkach stabilnej populacji kornika drukarza, kiedy nie dochodzi do gradacji (masowego pojawu, jaki ma miejsce np. w Puszczy Białowieskiej), a drzew tzw. trocinkowych jest kilka bądź kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt, nie ma problemu, by dane drzewo ściąć, okorować, a korowinę spalić. Tak się dzieje w lasach gospodarczych w całej Polsce (i tak też działo się w Puszczy Białowieskiej do roku 2012, kiedy odgórnie wprowadzono ograniczenia dotyczące dopuszczalności cięć i ilości możliwego do pozyskania drewna), co pozwala na utrzymywanie kornika w ryzach.
W przypadku Puszczy Białowieskiej, w której doszło do gradacji na ogromną skalę, fizycznie nie jest możliwe palenie kory na miejscu. Ilość tej kory jest po prostu zbyt duża. Ponadto leśnikom nie zależy na tym, by całkowicie wyeliminować kornika drukarza z Puszczy Białowieskiej – jest to owad szkodliwy w momencie masowego pojawu, ale w stabilnym lesie jest pomocnikiem, a nawet sprzymierzeńcem leśników. To jednak nie znaczy, że gdy pozostawimy korę w lesie, to nie zahamujemy gradacji. Bynajmniej.
Czytaj dalej na następnej stronie...