Jeśli owoc to jabłko, jeśli ciasto – to szarlotka. Koniecznie z polskich jabłek. Od sierpnia rodzime antonówki czy renety nie są już jedynie produktami spożywczymi, stały się symbolem politycznym. Mimo licznych zapowiedzi nie były jednak chętniej kupowane przez Polaków. Czy w takim razie przedstawicielom rodzimej branży spożywczej opłaca się odwoływać do „spożywczego patriotyzmu”? Czy na sentyment Polaków mogą liczyć produkty, które nie urosły do rangi symbolu?
Rosyjskie embargo
W odpowiedzi na kolejne zachodnie sankcje 7 sierpnia Rosja wprowadziła zakaz importu m.in. warzyw, owoców i mięsa z USA, Unii Europejskiej, Australii, Kanady oraz Norwegii. Wcześniej, 1 sierpnia, Rosja wprowadziła embargo na niektóre owoce i warzywa z Polski.
Szybko symbolem sprzeciwu wobec rosyjskiej polityki stały się rodzime jabłka. Polacy deklarowali, że jedzą jabłka nie tylko ze względu na ich walory smakowe, ale także na złość Władimirowi Putinowi. Media nagłaśniały kłopoty sadowników, producenci innych owoców i warzyw pozostawali w cieniu. Z danych Agencji Rynku Rolnego wynika tymczasem, że w Polsce największy problem z powodu embarga Rosji mają producenci… papryki i kapusty.
O tym, że w Polsce produkuje się nie tylko jabłka zaczął przypominać Marcin Wroński, Prezes Instytutu Rozwoju Rolnictwa im. Władysława Grabskiego. Wroński zauważył, że w wyniku embarga nałożonego przez Rosję i kilka innych państw aż o jedną piątą spadł od początku roku eksport polskiej wieprzowiny. O tym, jak skutecznie przypominać Polakom o rodzimych brokułach będą z kolei dyskutować uczestnicy Konferencji na temat Konsumpcji Brokułów, którzy spotkają się na początku października w Serocku. Nad nowymi rozwiązaniami będą się zastanawiać naukowcy, producenci, dostawcy i przedstawiciele sieci handlowych.
Pochwała stowarzyszeń
Patriotycznych wyborów w sklepach zaczęli dokonywać niektórzy polscy przedsiębiorcy. Wzorem Ryszarda Florka, szefa Fakro, zaczęli kupować jabłka dla swoich pracowników. Sprzyja im niedawna interpretacja Trybunału Konstytucyjnego, zgodnie z którą od takich świadczeń nie trzeba odprowadzać podatków i składek, jeśli firma nie jest w stanie wyliczyć, ile dokładnie zyskał pracownik. Wystarczyło zatem udostępnić pracownikom owoce i warzywa, z których ci mogli korzystać wedle uznania.
Dzięki unijnemu wsparciu pojawiła się także szansa na przekazywanie polskich produktów za rekompensatą do szkół i przedszkoli. Jak informuje Iwona Ciechan, rzecznik prasowy Agencji Rynku Rolnego, obecnie w rejestrze jednostek uprawnionych do bezpłatnego otrzymania żywności wycofanej z rynku znajdują się 74 szkoły, 10 przedszkoli i kilkanaście placówek o charakterze opiekuńczo-wychowawczym. – Do 23 września wpłynęło ponad 200 nowych wniosków od szkół i kilka od przedszkoli, jednak codzienne wpływają kolejne – dodaje Iwona Ciechan. Formularz wniosku można znaleźć na stronie internetowej Agencji Rynku Rolnego.
Czytaj dalej na następnej stronie...
źródło: Gospodarz.pl/multipr, foto:
Green Factory