W 2008 ubezpieczenia od suszy były dotowane przez państwo, gdy wystąpiła susza, towarzystwa ubezpieczeniowe musiały wypłacić rolnikom znaczne kwoty. Od tego czasu firmy te przyjęły dość restrykcyjne warunki. Jeżeli w podstawowym pakiecie ubezpieczeń jesiennych jest grad, przymrozki, złe skutki przezimowania, koszt ubezpieczenia hektara jest na poziomie 30-50 złotych w przypadku pszenicy. Natomiast ubezpieczenie od suszy jest 10-ciokrotnie droższe.
Ponadto w ubezpieczeniach dopłatowych mogą występować tylko te zjawiska, których wycena przez firmę ubezpieczeniową nie przekracza 6 procent wartości plonów. Ubezpieczenie suszy w samym założeniu towarzystw, przekracza ten próg. Ubezpieczenie od suszy nie kwalifikuje się zatem do dopłat państwowych.
- Ubezpieczenia stają się kuriozalnie drogie. Jeżeli nie zastosujemy polis suszowych w kontekście ubezpeczeń pakietowych albo innych rozwiązań, rolnicy nie bedą się ubezpieczali od suszy, bo ich na to nie stać - wyjaśnia wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu Marek Froelich.
Zdaniem izby rolniczej, w samych zapisach umów, definicja suszy jest źle skonstruowana i należałoby ją poprawić. Ważną rolę w systemie odszkodowań od suszy odgrywa Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach. Określa on tzw. klimatyczny bilans wodny dla każdej gminy i rośliny uprawnej. Na tej podstawie określa się, czy w danej gminie wystąpiła susza.
- Wydaje nam się, że susza to jest to, co odbieramy wizualnie: spękana ziemia, suche rośliny, puste kłosy. Okazuje się jednak, że zmagamy się z „suszą urzędniczą”, czyli określoną przez urzędy. Instytut w Puławach wyznacza dla każdej gminy w kraju, czy występuje na jej obszarze susza. Jeżeli uzna, że nie, to firmy nie wypłacą odszkodowania - podkreśla Froelich.
Nawet komisje powołane przez wojewodę nic nie zdziałają, ponieważ rolnik nie otrzyma nawet tego ryczałtowego zadośćuczynienia, o którym mówił minister rolnictwa. - Przy obecnym stanie prawnym nie dziwię się tak małym zainteresowaniem ubezpieczeniami od suszy - dodaje wiceprezes Izby Rolniczej w Opolu.
Na Opolszczyźnie sytacja jest podobna jak w całym kraju i będzie się pogarszać. Padające deszcze to najczęściej nawałnice i towarzyszą temu inne zjawiska meteorologiczne. Rolnicy oceniają, że gwałtowne opady deszczu nie poprawiają sytuacji roślin natomiast sieją spustoszenia na dachach i w uprawach.
Na południu regionu żniwa były dobre. Plony na tych dobrych glebach były zadowalające. Natomiast sytuację na słabej ziemi w klasach od 4 do 6, Opolska Izba Rolnicza ocenia jako tragiczną. Gospodarstwa, które uzyskują plony rzędu 2 ton z hektara będą wymagały dofinansowania, żeby mogły dotrwać do następnych żniw.