Kondycja ekonomiczna polskiego społeczeństwa poprawia się z miesiąca na miesiąc, głównie dzięki nieco lepszej sytuacji na rynku pracy i niskiej inflacji, ale dynamika wzrostu wskaźnika nie jest tak znacząca jak na początku roku. Wpłynęło na to m.in. wyhamowanie wzrostu wynagrodzeń.
– Dynamika wzrostu wskaźnika na początku roku była znacznie wyższa niż ta, którą obserwujemy obecnie. Teraz jest bliska stagnacji – mówi dla Newseria prof. Maria Drozdowicz-Bieć z Biura Inwestycji i Cykli Ekonomicznych.
Ostatnie minimum wskaźnik osiągnął w styczniu br. Od tego czasu systematycznie rośnie, choć tempo wzrostu nieco osłabło. Wciąż daleko mu do ostatniego maksimum ze stycznia 2011 roku (102,8 pkt).
– W pierwszych miesiącach 2013 r. wskaźnik rósł szybciej, ponieważ malała inflacja, co zwiększało siłę nabywczą gospodarstw domowych – wyjaśnia ekonomistka. – Co ważne, cały czas utrzymywała się dodatnia dynamika wynagrodzeń – rosły powyżej 1 proc. w skali roku, już po uwzględnieniu inflacji. Natomiast teraz ten wzrost jest słabszy.
W sierpniu inflacja wyniosła 1,1 proc., czyli utrzymała się na poziomie z lipca. Dlatego nie miała wpływu na wartość wskaźnika. Dynamikę poprawy dobrobytu społecznego wyhamował za to wolniejszy niż oczekiwano wzrost wynagrodzeń. Z danych GUS wynika, że wynagrodzenia w ubiegłym miesiącu wzrosły o 2 proc. w ujęciu rocznym i spadły o 1,8 proc. w ujęciu miesięcznym.
W ostatnich miesiącach wskaźnik dobrobytu rósł również pod wpływem nieco lepszej sytuacji na rynku pracy, związanej częściowo z ożywieniem sezonowym.
– Wskaźnik dobrobytu pokazuje, że przedsiębiorstwa cały czas borykają się z problemami finansowymi. Przechowują wprawdzie siłę roboczą, bo nie mamy spadku wielkości zatrudnienia, natomiast bardzo ograniczają tempo wzrostu płac – zauważa ekonomistka.
Jak podkreśla prof. Drozdowicz-Bieć, fakt, że dobrobyt społeczeństwa poprawia się wolniej niż kilka miesięcy temu, nie oznacza wcale, że mamy się czym martwić.
– Wręcz przeciwnie, wszystkie wskaźniki opisujące to, co się dzieje w przedsiębiorstwach, czyli w sferze realnej, pokazują, że mamy gospodarcze ożywienie. Niestety postępuje bardzo niemrawo – wyjaśnia prof. Maria Drozdowicz-Bieć.
Wolniejszy wzrost wskaźnika oznacza więc, że w najbliższym czasie raczej nie nastąpi ożywienie konsumpcji.
– To z kolei oznacza, że wzrost PKB będzie niewielki, gdyż konsumpcja jest istotnym czynnikiem wpływającym na jego dynamikę. W 60-70 proc. PKB zależy od tego, ile wydajemy jako konsumenci – mówi ekonomistka.