Metoda na wilka
Jedną z największych inicjatyw jest koordynowany przez zespół prof. Henryka Okarmy z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie Atlas ssaków Polski. To internetowa mapa Polski, na której każdy może zaznaczyć, gdzie spotkał przedstawicieli poszczególnych gatunków ssaków. Wprowadzona przez internautę informacja jest potem sprawdzana, weryfikowana i potwierdzana przez pracowników IOP. Dotąd zaznaczono około 1160 spostrzeżeń dotyczących wilka.
Ale to tylko jedna z metod. Jacek Sagan wylicza kilka kolejnych: - Najłatwiejsza i najbardziej wiarygodna jest metoda genetyczna oparta o zbiór odchodów wilków. Nie ingeruje się w ciało osobnika, nie płoszy go, ale zbiera to, co zostawia. Współczesne metody analiz genetycznych pozwalają na genotypowanie na podstawie materiału nieinwazyjnego np. z odchodów, co w konsekwencji umożliwia zebranie informacji o liczebności wilków. Drugą metodą jest telemetria. Tę stosuje zespół dr. Wojciecha Śmietany, także z Instytutu Ochrony Przyrody PAN, do liczenia wilków w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Osobników spotkanej watahy, których uda się uśpić, wyposaża w nadajniki telemetryczne. Potem łatwo jest zlokalizować watahę, a następnie podejrzeć i przeliczyć jej członków. Trzecią metodą są fotopułapki na podczerwień: robią zdjęcia przechodzącym w ich pobliżu zwierzętom. Czwartą: tropienia na transektach. Ten sposób polega na tym, że przemierza się wybrane drogi leśne i lokalizuje przejścia wilków. Następnie podąża się za nimi i sprawdza, ile ich jest. Nie sposób pominąć też wykorzystywanych przy inwentaryzacji wilka metod GSM/GPS i całorocznych obserwacji, które wprawdzie – ze względu na brak metodycznych podstaw – nie są klasyfikowane jako metoda badawcza, ale często są kluczowe przy wyodrębnianiu watah. Takim przykładem może być znalezienie nory.
Najnowszym projektem, mającym wreszcie skoordynować działania różnych grup, jest zainicjowany przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska program liczenia wilków. Na wykonawcę tych prac wybrano firmę Krameko, której eksperci, z pomocą pracowników Lasów Państwowych, mają zbierać wszystkie rozproszone dane z tropów napotkanych zwierząt. Jej zadaniem będzie następnie weryfikacja i centralizacja danych. W dalszych etapach program ma być rozszerzony o badania genetyczne.
SGGW też liczy
W ramach SGGW od 2003 roku w Bieszczadach (na terenach obecnych nadleśnictw: Lutowiska, Cisna, Baligród, Bircza i Stuposiany) realizowana jest akcja Wolf Expedition, mająca na celu rozpowszechnianie wiedzy o metodach interwencji.
Projekt powstał z inicjatywy Tomasza Kałamarza. Już rok później przybrał współczesną formę za sprawą Jacka Sagana. Dzięki nim – wówczas studentom SGGW, a obecnie pracownikom regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie i Warszawie, od 15 lat studenci SGGW mają możliwość prowadzenia badań nad liczebnością i behawiorem wilków w Bieszczadach. Zarówno Tomasz, jak i Jacek chcieli badać wilki, dlatego najpierw wspólnie pojechali w Bieszczady, a potem postanowili dzielić się swoją pasją z innymi. W pierwszej edycji Wolf Expedition wzięło udział kilkunastu studentów z całej Europy. - Szukaliśmy chętnych nie tylko wśród leśników, lecz także wśród wszystkich pasjonatów. Na pierwszy obóz pojechali z nami studenci filozofii i fizyki – i świetnie się sprawdzili. Z roku na rok grupa uczestników się powiększała, jeździli z nami Francuzi, Niemcy, Łotysze, Szwedzi, Czesi, Słowacy, a nawet Panamka; studenci, leśnicy i pracownicy przedsiębiorstw niezwiązanych z przyrodą. Łącznie na przestrzeni lat to ponad 450 osób – opowiadał Sagan.
Celem obozu jest edukacja. - Uczymy, jak znaleźć wilka, na co patrzeć, jak go zrozumieć. Zastanawiamy się, czy rzeczywiście jest potrzebny ekosystemowi, czy należy go chronić, gdzie szukać złotego środka. Korzystamy z różnych metod inwentaryzacji: od tropień na transektach, po badanie odchodów pod kątem składu pokarmowego. Wykorzystujemy też nowatorską metodę stymulacji wokalnej. Próbujemy oszukać wilki, udając ich głos. Wielokrotnie udało się wywołać odpowiedź od wilków, które zdradzały, gdzie przebywają oraz ilu członków liczą ich rodziny. Nagrywamy wycie na specjalistycznym sprzęcie, a potem analizujemy sonogramy i wyciągamy wnioski – tłumaczył. I opowiadał, jak wiele korzyści dla polskiego leśnictwa przynoszą ich ekspedycje: - Studenci wykorzystują wyniki badań w swoich pracach dyplomowych, ale chętnie też opowiadają o swojej pasji na zewnątrz. W Warszawie można posłuchać ich np. podczas wydarzeń organizowanych w Południku Zero, na sympozjach, a także w programach telewizyjnych czy internecie.