Zakaz importu został uchwalony w 2008. Nigdy jednak nie wszedł w życie, dzięki okresowi legislacyjnemu trwającemu do końca br. Początkowo vacatio legis chciał przedłużyć rząd, jednak w drodze długich formalności i procedur uznano, iż szybsze będzie przedłożenie ustawy przez posłów. Tak też się stało. Przewiduje się wejście ustawy jeszcze przed wakacjami. Kolejne odroczenie ma więc trwać do 1 stycznia 2017 roku.
Argumentami jakimi posługują się posłowie jest m. in. fakt że inne kraje Unii Europejskiej nadal stosują pasze GMO w żywieniu zwierząt. Wprowadzenie embargo jest ich zdaniem niezgodne z unijnym prawodawstwem regulującym kwestie organizmów genetycznie zmodyfikowanych. Ponadto wg Adam Tańskiego z Izby Zbożowo-Paszowej zakaz ich używania, całkowicie załamałby branżę paszową, a przy braku granic i tak nie da się wykluczyć spożywania produktów z zawartością składników GMO.
Biorąc pod uwagę fakt, że nasz kraj co roku importuje 2 mln ton genetycznie modyfikowanej soi, oznaczałoby to drastyczne podwyżki cen żywności. Soja jest bowiem głównym składnikiem pokarmowym dla zwierząt, a jej produkcja naturalna jest bardzo niska. Warto dodać, iż soi naturalnej jest na świecie od 4-5 mln ton. Tak więc nie trudno przewidzieć co stałoby się z ceną, gdybyśmy ogłosili zapotrzebowanie na połowę surowca. Te fakty pragnął zauważyć Rajmund Paczkowski z Krajowej Rady Drobiarstwa.
Są jednak tacy, dla których ustawa jest tylko odkładaniem sprawy w nieskończoność. Andrzej Kowalski szef Instytutu Ekonomiki Rolnictwa twierdzi, iż ten problem wymaga innego rozwiązania.
Od momentu wprowadzenia ustawy będą kolejne 4 lata na zaplanowanie zmian i ewentualne zakończenie sprawy z zakazem importu GMO.