Takie firmy jak Maspex, LPP, Inglot czy Fakro znane są już nie tylko w Europie. Ministerstwo Gospodarki stawia w swoich działaniach coraz większy nacisk także na rynki pozaeuropejskie. Przykładem są istniejące już programy, jak Go China czy Go Africa.
Grant Thornton prognozuje, że dla polskiego eksportu coraz większe znaczenie będą mieć rynku poza UE. Najmocniej zwiększy się rola importerów z Ameryki Północnej i Południowej – sprzedaż na tamte rynki do roku 2020 ma wzrosnąć o 45,3 proc. Eksperci oceniają także, że dynamika polskiego eksportu wyniesie w obrębie najbliższych 5 lat 5,2 proc. rocznie.
– Mamy już pierwsze sygnały, że również w Afryce i Azji zyskują uznanie firmy sprzedające produkty pod marką polską. Do tej pory stosowaliśmy raczej kooperację z tamtejszymi przedsiębiorstwami czy globalnymi firmami, ale teraz nasze marki też są w stanie konkurować w wybranych sektorach – uważa Arkadiusz Bąk.
Jak podkreśla, uplasowanie polskiej marki na zagranicznych rynkach jest procesem długim i trudnym.
– To kwestia zaufania, ugruntowania pozycji i powiązania z pewną specjalizacją. Dlatego łatwiej jest promować marki, które są naszymi specjalnościami czyli właśnie z branży meblarskiej, kosmetycznej czy spożywczej – uważa Bąk. – Gdybyśmy chcieli polski samochód wyprodukować i sprzedaż poza naszymi granicami, to nawet przy dobrej kampanii promocyjnej byłoby to dużo trudniejsze zadanie niż przy markach już uznanych – dodaje.
Po dwóch miesiącach 2015 r. wartość polskiego wywozu przekroczyła 27 mld euro i była większa o 7,9 proc. w odniesieniu do analogicznego czasu poprzedniego roku.